Islandia jest ostatnio bardzo modnym miejscem wyjazdowym, nie jest od Nas zbyt daleko, a oferty biletów są naprawdę kuszące. Sami zdecydowaliśmy się na wyjazd bardzo spontanicznie. Bez większego zastanowienia zakupiliśmy promocyjne bilety i czekaliśmy, właściwie do ostanieo dnia, z planowaniem, bo lubimy podróżować bez planu. Lubimy błądzić i spać gdzie tylko nam się spodoba. Był to pierwszy błąd. Kiedy zaczęłam planowanie było już bardzo późno, chciałam się rozeznać, mniej więcej, jaką trasę uda nam się pokonać w 3 / 4 dni.

Po pierwsze okazało się, że wyspa może i nie jest duża ale dróg również nie ma zbyt wielu. Musieliśmy zdecydować się na konkretną część. Padło na centralną i południową stronę. Tam bowiem znajdują się wspaniałe lodowce, w których się zakochałam, park narodowy oraz nieskończenie wiele widoków zapierających dech w piersiach.

Wiedziałam, że lądujemy w Reykjaviku. Wiedziałam, że będziemy na miejscu koło 18:00 więc nie chciałam planować długiej trasy na pierwszy dzień. Z tego co udało mi się zobaczyć jedną z najprzyjemniejszych atrakcji wokół stolicy są gorące źródła, a właściwie ośrodek SPA – BLUE LAGOON. Przeczytałam, że warto jest zarezerwować sobie tam miejsce stąd szybko kliknęłam na ich stronę i pierwsze rozczarowanie i minus późnego planowania. Miejsc zupełny brak na przynajmniej tydzień do przodu. Zrezygnowałam więc szybko i postanowiłam znaleźć jakiś przyjemny hotelik na trasie, którą wcześniej wyznaczyłam. Tutaj spotkało mnie kolejne zdziwienie. Jesteśmy typami podróżników, którzy przed wyprawą oglądają nieskończenie wiele dokumentów i czytają książki opisujące lokalne społeczności, kulturę i kuchnię. Nie jesteśmy natomiast „planowaczami”. Rezerwujemy noclegi z reguły na miejscu lub ewentualnie na jeden dzień w przód. Okazało się, że Islandia jest na tyle obleganą przez turystów destynacją, że nasz plan wolnej wędrówki jest zupełnie nie na miejscu. Większość hoteli była zarezerwowana, a te które pozostały nam do wyboru były po prostu okropnie drogie lub zupełnie nie po drodze. Szczerze powiem, że w tym momencie wpadłam w lekką panikę! Nie poddałam się i do rana przed samym wylotem szukałam najlepszych opcji. Udało mi się znaleźć hotel w miejscowości Selfoss (niedaleko Reykjaviku), później w Hófn (niedaleko Glacier Lagoon), a na koniec Gulfoss (w parku narodowy Thinkvellir). Tym samym wybrałam już trasę i dokładnie miejsca, które mamy zobaczyć.

Wydawało nam się, że lecimy do Reykjaviku. Dopiero w dzień wyjazdu, kiedy sprawdzaliśmy jeszcze wszystkie rezerwacje okazało się, że samochód mamy do odebrania w Keflaviku. Jak to? Czyli musimy z lotniska jechać jakimś transportem, którego oczywiście nie zorganizowaliśmy, ponad 50 kilometrów? Oczywiście, że nie. Okazało się, że międzynarodowe lotnisko mieści się w Keflaviku więc pierwszego dnia nawet nie przejedziemy przez Reykjavik. Warto wiedzieć, pewnie każdy zorganizowany człowiek zauważył by to już na etapie kupowania biletu. To wskazówka dla tych zupełnie z innej planety, czyli takich jak my :)

Po wylądowaniu kolejna bardzo ciekawa sprawa, zadzwoniliśmy do naszej wypożyczalni i powitał nas Polak. Ogólnie Polacy to najsilniejsza grupa imigrantów na Islandii więc łatwo się spotkać, dosłownie wszędzie.  Szybko odebraliśmy samochód i ruszyliśmy do Selfoss. Wypożyczając auto dostaliśmy wskazówki dotyczące burzy piaskowej ( podobno zdarza się codziennie, my na (nie) szczęście nie mieliśmy okazji jej przeżyć), silnych wiatrów, które wyrywają drzwi i wykaz dróg, na które nie możemy wjeżdżać. Z tymi informacjami i z wszystkim czego udało mi się dowiedzieć pojechaliśmy prosto do supermarketu :P Musieliśmy kupić coś do jedzenia, a wiedziałam, że jedzenie w restauracjach będzie bardzo drogie.

Po drodze do Selfoss zjechaliśmy obejrzeć Blue Lagoon i szczerze powiem, że właściwie nie żałowałam, że nie udało nam się zdobyć biletu, który kosztował ponad 85$. Rzeczywiście miejsce jest przepiękne ale tak bardzo zapełnione, że nie jestem pewna czy da się tam wypocząć. Natomiast wszystko co wokół SPA, czyli pola lawy obrośnięte mchem sprawiły, że prawie oszalałam z wrażenia. To widok nie do opisania, trzeba doświadczyć go na żywo. My mieliśmy jeszcze tą wspaniałą możliwość, że akurat trafiliśmy na zachód słońca. Coś nieprawdopodobnego.

Po niecałej godzinie drogi dojechaliśmy do Selfoss, to malutka miejscowość, nocowaliśmy w miłym Guesthousie, a rano obudziliśmy się wypoczęci i gotowi do dalszego odkrywania uroków Islandii.

Powitał nas śnieg ale zupełnie nie zniechęcił. Ruszyliśmy w trasę prowadzącą wzdłuż południowego wybrzeża. Krajobrazy, które mijaliśmy zajęły prawie całą pamięć mojego telefonu  (ponad 60 GB :P)

Późnym wieczorem dojechaliśmy do Seljavellir Guesthouse. Było już ciemno, więc jedyne co nas zauroczyło to naprawdę piękny hotelik. Rano obudziliśmy się i odsłaniając zasłony ledwo mogłam uwierzyć w to co widzę. Okazało się, że ten hotel znajduje się u stóp cudownego pasma górskiego, a pogoda tego dnia jest bardziej niż idealna!

 

Wróciliśmy trasą przez Glacier Lagoon, gdzie na jakiś czas się zatrzymaliśmy. Nigdy wcześniej nie widziałam lodowca, a to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Jechaliśmy niespiesznie do Gulfoss, a gdy w końcu dotarliśmy na miejsce spotkało nas kolejne przemiłe zaskoczenie. CUDOWNY hotel na szczycie wzniesienia po środku niczego. Poszliśmy do restauracji hotelowej na małą przystawkę i lampkę wina. Przechodząc obok recepcji spostrzegłam pana z bardzo profesjonalnym sprzętem fotograficznym.

Musicie wiedzieć, że jadąc do Islandii przez cały czas mówiłam o Zorzy Polarnej. Wiedziałam, że mamy niewielkie szanse na jej zobaczenie, ale miałam mega nadzieje, że nam się uda. Kiedy wspomniałam Jackowi, że przecież dzisiaj były idealne warunki dla Zorzy zapytał obsługę hotelową co sądzą. Powiedzieli nam, że już od wielu tygodni nie ma Zorzy i że jest już trochę za późno. Nie poddałam się jednak i po skończonej kolacji, założyłam nam siebie dwie bluzy i kurtkę i wyszłam przed hotel wraz z panem z aparatem.

Szczerze, nie wiem czym sobie zasłużyliśmy ale Zorza się pojawiła. Nie muszę wam chyba opisywać mojej ekscytacji. Skakałam jak szalona, a samo doświadczenie jest nie do porównania z żadnym innym!

Ostatniego dnia zobaczyliśmy wodospad Gulfoss i większość parku Thinkvellir wraz z gejzerami. Na koniec podjechaliśmy jeszcze na chwilkę do Reykjaviku i wróciliśmy na lotnisko.

Jeśli miałabym powiedzieć, na którym miejscu, z miejsc które widzieliśmy do tej pory jest Islandia to zdecydowanie na pierwszym. To co tam zobaczyłam śni mi się do dzisiaj. Życzę Wam wszystkim żeby udało się Wam zobaczyć ten cudowny kraj. A jeśli ktoś już był to ciekawa jestem czy Was też zachwycił tak jak nas?

PS.

Jest dobra oferta na bilety, może komuś uda się je upolować. <3 http://www.fly4free.pl/wakacje-tanie-loty-na-islandie-z-wroclawia-od-468-pln/

PS2

 

 

 

Polecam @sorelleamore na ista oraz jej kanał na youtubie

 

 

 

Hotele: http://www.seljavellir.com/

https://booki.ng/2pjWcyW

https://booki.ng/2ovuWsf

Atrakcje:

 

 

 

W kolejności od Selfoss : Seljaladsfoss – wodospad

Skógafoss – wodospad

Dyrhólaey

Reynisfjara – czarna plaża

Misteczko Vik

Svartifoss

Skartafell

Jókulsarlón – Glacier Lagoos

Diamond beach

Gullfoss – wodospad

Pingvellir – Park narodowy + gejzery

Rejkyavik

 

 

 

05 09, 03:30:00 PM — Marketing Naoko